sobota, 7 lipca 2012

true love story

Jak uwierzyć w miłość,
kiedy ona ewidentnie nie wierzy we mnie?
Jak powiedzieć- jestem w stanie wybaczyć wszystko,
kiedy wiem, że on nigdy nie odpowie tak, jakbym chciała?

Wyobrażenie życia, jest takie bolesne,
ale przecież, jak mawiała poetka, 
można żyć bez powietrza.

Chciałabym móc powiedzieć 
mam dość, nie chce mi się, nie wierzę.
Sęk w tym, że chcę, że wierzę.
Czy mogę?

Chciałabym.
Mieć na tyle odwagi,
by móc spokojnie odejść.
Tak najzwyczajniej w świecie powiedzieć:
walczyłam dzielnie, lecz przegrałam.
Co więcej mogę dla pana zrobić?
Nic.
Więc żegnam.


Założę swój płaszcz, do ręki wezmę parasolkę,
zasznuruję trzewiki, i pójdę taplać się w kałuży.

środa, 23 maja 2012

xxx

Nostalgicznie przyglądam się fejsbukowym nowościom.
Czy ludzie tam, są naprawdę tacy szczęśliwi?

Właściwie, to nie rozmawiam z nikim.
Czasem  przyplącze się jakiś dawny znajomy,
który podobnie jak ja, samotnie siedzi w tę ciemną noc.

Mam w sobie dużo bólu.
Nerwowo zasypiam, i nerwowo się budzę.
Tak bardzo się boję.
Co noc, zadaję sobie ciężkie pytanie,
dlaczego opuściłam Boga,
i nie znajduję na nie odpowiedzi.

Czasem zastanawiam się, jak wiele się zmieniło.
A chwilę później, już wiem, że nie zmieniło się nic.
Że nigdy nie było dobrze.

Ból, jest co raz silniejszy.
Przed snem, modlę się pustą modlitwą do Boga,
o zdrowie dla Babć, o szczęśliwy wyjazd dla Taty.
Co wieczór, zadaję sobie pytanie.
I nie wiem.

Zdjęcia przystojnej, długowłosej blondynki.
Pełna miłości, szczęścia, i pełni życia.
Umarła sama, w swoim pokoju, mając 21 lat.
A przecież, tak pięknie pisała, że jest dobrze.
Tak dzielnie walczyła.
I nikt nie zauważył, że blond włosów, już od dawna nie było.
Przecież chorowała na białaczkę, więc jak mogła,
tak po prostu, z dnia na dzień, odejść?

Panie Boże, proszę, odnajdź mnie.
Pokój jej duszy.

czwartek, 29 lipca 2010

'Marmurowe świerszcze'

Z trudem otwieram ciężką, mosiężną furtkę. Z oddali widzę Krysię, trzymającą w zmarzłych dłoniach małe, czerwone światełko. Świerszcze, setki świerszczy grających magiczny koncert w tę mroźną noc. Ciemność, a wśród niej gwiazda, jedna, jedyna. A ich setki. Urzekli mnie spokojem. Więksi i mniejsi. Czekają w kolejce po Niebo.

Krysia ma 16 lat. Uśmiecha się do mnie, nie sposób oprzeć się jej dołeczkom, nie sposób nie zakochać się w wyraźnych rysach. Jest czwartek, 25 lipca. W miłosnym, młodzieńczym pędzie przebiega ulicę, a on macha, krzyczy zbyt niewyraźnie, by słyszeć. Może słowa o miłości? Zwiewna sukienka ledwo sięga gładkich łydek, które nie zaznały jeszcze grzechu. Widzę, jak drgają jej niewinne piersi. Powoli, w rytm oddechu unoszą się i nagle opadają. On czeka.

Zaraz do niego dojdzie. 13 listopad. List od syna, zaraz dojdzie w miękkiej, pachnącej kopercie. Ukochany, jedyny wyjechał, by służyć krajowi.

-Wie pani jak to jest, młodzież się rwie. Ale on wróci, już niedługo. Zuch chłopak, wysoki, a jaki przystojny! Ma niespełna 19 lat...- to prawie tyle, ile ja. Łza błyszcząca w oku starca narusza rownowagę.

Świerszcze. Kobiecina w cieńkim płaszczu siedzi pod drzewem. Niepewnie podchodzę do niej.

-Mogę?- pytam, wskazując miejsce obok.

-Rzadko kto nas odwiedza. Słyszy pani, jak pięknie grają? Nasz syn grywał czasem na fortepianie. Uśmiecha się. Bldady chłopiec o pięknych, dużych dłoniach.

-Zagrać pani?

Delikatne, pachnące mydłem palce powoli przesuwają się przed moją twarzą. Muzyka świerszczy przybiera na sile. Patrzę na małą, okrągłą fotografię.

-A to?- pytam kobiecinę

-To? Mariolka! Malutka! 3 latka! Uśmiechnij się no do pani Mariolciu! Ma takie wielkie, migdałowe oczy. Jadła pani migdały?

Powoli przedzieram się przez chaszcze. Wszystko wkoło zarosło. Jest ciemno i zimno. Potykam się o jakiś kamień. Podnoszę go, jest chłodny i biały, jak marmur. Sporo tu tego. Lodowaty i niedostępny zazdrośnie kryje swoje tajemnice. Ale co się stało z Krysią?

-Krysia?

Marmur milczy. Siwowłosy starzec doczekał się listu od syna, pomarszczone dłonie długo tuliły pożółką kartkę do piersi. Jego łzy, niczym perły andersenowej księżniczki, nie wstrząsnęły wszechświatem. A teraz, po tylu latach, znów razem. Zimno tu.

-Zagrać pani?

Chude, blade dłonie suną po fortepianie, wydając dźwięk zardzewiałej, mosiężnej bramki. Rutynowe "bo widzi pani, tak to już jest" nie polepsza atmosfery. Muzykę otwieranego piwa tłumi płacz dziecka. Może mu zimno?

-Mariolko nie płacz, wsłuchaj się w świerszcze, słyszysz, jak grają? Do snu ci grają dziecino, do snu.

Powietrze, jakieś takie cięższe. A tu jakoś cicho, spokojnie.

-Dzień jak co dzień.

Marmur leżący pod drzewem niemo wpatruje się we mnie oczami kobiety w cieńkim płaszczu. Okrągłe zdjęcia, czarne, wytarte napisy krzyczą swoje historie. Piwo lekko wiruje mi w głowie, jak nagły pisk opon, śmiech dziecka spadającego z huśtawki, obraz młodzieńca stojącego po drugiej stronie ulicy, szepcącego słowa miłości. Dźwięk karabinu miesza się z dźwiękami fortepianu.

Mosiężne ogrodzenie graniczy z ulicą. Słychać samochody, czuć smród spalin. A tu cicho. Zimny marmur, świerszcze i mały, czerwony płomyk, tlący się swoim rytmem. Ktoś śmieje się za ogrodzeniem. W oddali widać okna, oświetlone, ciepłe mieszkania. Tu tak zimno, a płomyk jako jedyny daje tyle ciepła. Nade mną gwiazdy. Miliony gwiazd. I świerszcze, tysiące świerszczy. Nie warte, by o nich pamiętać. Tu leży Krysia. Lat 16.

czwartek, 24 czerwca 2010

pykkk!

pękła bańka mydlana.
Dziesięć miesięcy się skończyło,
a wraz z nimi całe moje przeszłe życie.
Nie ma już nic.

niedziela, 29 listopada 2009

heaven.

a jeśli umrę i pójdę do Nieba, to jaki ono będzie miało smak? Czy będą w nim Anioły, czy to tylko bajka dla dzieci?

a jeśli umrę, i pójdę do Nieba, to czy Ty pójdziesz ze mną? A czy oni, czy oni też tam będą? Czy mój pradziadek biega teraz z iPhone'm, czy może siedzi pod gruszą, i wzorem dawnych romantyków kleci wiersze? A jego dłonie, czy są one delikatne, czy raczej pomarszczone? A ja, co ja będę tam robić, i czy w ogóle znajdzie się dla mnie kawałek miejsca?

Czasem wydaje mi się, że już umarłam, a świat, żyje beze mnie. Modląc się ciemną nocą, widzę tylko swoje wątłe, przerażone oblicze, nasłuchuję zlęknionych słów, samotnie rozproszonych pośród tych wszystkich gwiazd.

Czasem wydaje mi się, że jestem martwa, że to, co mówię, to tylko cudze, powtórzone słowa, że moje dłonie, tak samotne, nigdy już nikogo nie dotkną, że tutaj nie ma nikogo innego, wszyscy gdzieś poszli, a ja się zgubiłam.

Czasem wydaje mi się, że Ciebie nie ma, że kocham człowieka, który nie istnieje.

sobota, 3 października 2009

atomy.

Stan materii się nie zmienia. To znaczy tak mnie kiedyś nauczono, jeśli chodzi o obieg energii we Wszechświecie. Może się mylę, zresztą u HaJo na lekcjach zawsze spałam, więc całkiem możliwe, że niczego mnie nie nauczył ten kaszalot. Pani Dinozaur uczyła mnie o pamięci komórkowej. A może to nie była ona, nie wiem, u niej również dobrze spało mi się na 5 lekcjach biologi tygodniowo.

To znaczy, że od czasu Stworzenia Świata nie przybył, ani nie ubył ani jeden atom.

Moje ciało zbudowane jest z cząstek, tworzących ongiś ciało kogoś innego. A może byłam drzewem, to by tłumaczyło, dlaczego tak bardzo lubię leżeć na Ziemi, bądź zimnej podłodze. Więc jednak Ty i ja byliśmy kiedyś Jednością, a teraz, nieustannie od lat się o tym przekonujemy. Nosimy w sobie mądrość naszych Przodków, ich Pamięć, Radość, Ból i Cierpienie.

Nikt z nas nie jest samotny, bo ktoś inny nosi w sobie cząstkę jego dawnego Ja. Tylko najzwyczajniej w świecie, nie zdajemy sobie z tego sprawy. A czasem potrzeba aż kilku samotnych wcieleń, by się w końcu odnaleźć.

"Nie mów: Bóg jest w moim sercu, lecz: jestem w sercu Boga". Przeczytane kiedyś słowa nabierają nowego znaczenia. Ja mam w sobie część Twojego serca, a Ty mojego. I to nigdy się nie zmieni. Wbrew pozorom, nie wszystko się kiedyś kończy. "A świat kręci się we właściwą stronę".

A to nie jest mój wymysł, tylko Paulo Coelho.

***

Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotykać aby się ominąć
bliscy i oddaleni Jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło
bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo Jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami
można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem
.

wiersz, w który pomimo upływu lat wciąż wierzę. Ks. Twardowski.

czwartek, 10 września 2009

bezimienna.

Tam gdzie Boga nie ma już
miasto bez miłości stoi
tam jak z nieba znak zjawia się niewinna ona
ma nadzieji pełen głos wrażliwości pełne dłonie
pragnie tyle dać w pustych sercach wzniecić płomień
choć krucha jest jak kwiat próbuje zmienić świat

Bezimienna zbyt prawdziwa twoja twarz
Bezimienna w pustych sercach budzisz strach
Bezimienna ile sił potrzeba i ile piękna by obudzić ich

Tyle wiary ma a w pustych domach puste twarze
życzą bólu jej pragną widzieć ją gdy płacze
oni łez nie znają, dawno zapomnieli o nich
tutaj miejsca nie ma już na wrażliwości pełne dłonie
choć krucha jest jak kwiat wciąż pragnie zmieniać świat

***

nic już nie ma sensu.