Godzina siedemnasta, dźwięk syren wymusza oderwanie wzroku od laptopa. Pierwszy sierpnia 1944.
Ktoś zrobił z tego masowe święto. Celebracja chwili, którą Polacy ogółem mają w poważaniu. Niepotrzebne, bezsensowne, idiotyczne, ale świętujemy, bo nie mamy pojęcia. Ogrom bólu i cierpienia widoczny jest za zasłoną dymną, którą, między nami, imituje w dzisiejszych czasach dym papierosa. A kogo to obchodzi. W szkole nauczą, że było bezsensowne, ale Antek pójdzie poobserwować co się dzieje, bo na pewno będzie fajnie. Tak, będzie fajnie, i będą znajomi, za których ktoś umierał. Ale Antek myśli, że nie za niego, bo przecież jego babka nie miała pojęcia, że się urodzi, i depcząc niedopałek papierosa przejdzie pustą uliczkę.
Warsaw.
Ktoś inny, nieznany, również tamtędy kiedyś szedł. W ciemności migotał karabin i przepaska biało-czerwona. Ale on szedł, nie bał się samotności, zapomnienia, braku sensu. Bał się, że wraz z jego śmiercią umrą jego ideały. A Antek idąc uliczką która wchłonęła jego krew, splunął na nią z braku szacunku.
sobota, 1 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem pod wrażeniem twoich przemysleń i sposobu ich przekazywania, choć nie ze wszystkimi sie zgadzam
OdpowiedzUsuńopinia, że bezsensowne etc. nie jest moją osobistą opinią. problem w tym, że o ile mieszkańcy Warszawy, harcerze, widzą w tym sens, o tyle zwykły, szary człowiek z innego miejsca w kraju niekoniecznie ma o tym jakieś większe pojęcie.
OdpowiedzUsuńdziękuję za komentarz, pozdrawiam.